Monitor Prawa Pracy

nr 6/2015

O powszechnym rozumieniu okresów wypowiedzenia i sposobach ich obliczania – krytycznie. Część I

Mikołaj Rylski
Adiunkt w Katedrze Prawa Pracy i Polityki Społecznej na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Szczecińskiego.
Abstrakt

Celem niniejszego opracownia – które zostało podzielone na dwie części – jest ukazanie mankamentów w dominującym obecnie sposobie rozumienia koncepcji tzw. minimalnych okresów wypowiedzenia, a także zaproponowanie środowisku naukowemu i praktyce sądowej nieco odmiennego podejścia do poruszanego tu zagadnienia. Należy jednak podkreślić, że kilka z przytoczonych argumentów było już obecnych w literaturze przedmiotu, podobnie jak część postulatów mających służyć rozwiązaniu kłopotów interpretacyjnych związanych z dominującą koncepcją rozumienia okresów wypowiedzenia. Wydaje się jednak, że tego typu poglądy nie były dotychczas wystarczająco szeroko uzasadnione lub przekonująco zobrazowane, a dodatkowo nie wyczerpywały całości argumentacji, jaką można by podnieść przeciwko rozumianej w powyższy sposób teorii. Ponadto wydaje się, że poglądy te same nie pozostały wolne od pewnych nieścisłości, co dodatkowo wzmacniało przez lata stanowisko wobec nich przeciwne.

Uwagi ogólne

Okres wypowiedzenia jest pojęciem prawnym, choć niezdefiniowanym wprost przez ustawodawcę. W doktrynie i orzecznictwie rozumiany jest z reguły jako czas pomiędzy skutecznym złożeniem oświadczenia woli o wypowiedzeniu (zgodnie z art. 61 KC w zw. z art. 300 KP) a terminem rozwiązania stosunku pracy. Z tak sformułowaną definicją koresponduje przyjmowana przez zdecydowaną większość autorów, a także najnowsze orzecznictwo, koncepcja tzw. minimalnych okresów wypowiedzenia. W pierwotnym – i jak się zdaje najszerzej przyjmowanym – brzmieniu teoria ta, obecna już w latach 30. ubiegłego wieku, głosi, że kodeksowa długość okresów wypowiedzenia ma jedynie charakter ustawowego minimum, strony mogą zaś modyfikować ich długość, nie tylko w drodze umowy indywidualnej bądź zbiorowej, ale również, a w zasadzie przede wszystkim, poprzez czynności faktyczne (wcześniejsze złożenie oświadczenia woli o wypowiedzeniu). I tak jak możliwość umownego modyfikowania długości okresów wypowiedzenia nie powinna w obecnych realiach ustrojowych rodzić większych wątpliwości, tak powszechna aprobata dla możliwości ich wydłużania poprzez jednostronne czynności faktyczne budzi istotne zastrzeżenia. Za takim stanowiskiem, zwanym dalej podejściem klasycznym, przemawiać mają podane niżej argumenty. Po pierwsze, jest to jednostronnie bezwzględnie obowiązujący charakter norm regulujących długość okresów wypowiedzenia, który wynika z faktu istnienia art. 18 KP i związanego z nim swoistego domniemania semiimperatywności norm prawa pracy, jeśli co innego nie wynika wyraźnie z ich brzmienia lub funkcji. Po drugie, fakt, że ustawodawca wprowadza „sztywne” terminy wypowiedzenia, co przy założeniu, że strony mogą złożyć oświadczenie woli o wypowiedzeniu w dowolnym momencie prowadzi, zdaniem zwolenników tego argumentu, do wniosku, iż faktyczna długość okresu wypowiedzenia ulega ex lege wydłużeniu. Po trzecie fakt, że sam ustawodawca przewidział wyraźnie możliwość modyfikowania długości okresów wypowiedzenia w przepisach Kodeksu pracy, nie tylko w drodze porozumienia stron (por. np. art. 36 § 5), ale również wolą jednej z nich (por. art. 361). Niekiedy wskazuje się też, że koncepcję taką wspiera treść art. 264 § 1 KP (w myśl którego odwołanie od wypowiedzenia umowy o pracę wnosi się do sądu pracy w ciągu siedmiu dni od dnia doręczenia pisma wypowiadającego umowę o pracę) bądź też przemawiają za nią względy praktyczne (np. brak wątpliwości co do początku okresu ochronnego z art. 41 KP) lub wręcz słusznościowe (np. możliwość natychmiastowego skorzystania przez pracownika z uprawnień z art. 37 KP). Mimo przytoczonej wyżej argumentacji koncepcja minimalnych okresów wypowiedzenia, rozumiana jako możliwość faktycznego wydłużenia przez wypowiadającego wskazanych przez ustawodawcę okresów wypowiedzenia, nie wydaje się słuszna, a nawet, kierując się konsekwentnie jej założeniami, może prowadzić do pewnych nieracjonalności (niespójności). Ponadto podawane w celu jej uzasadnienia argumenty wydają się niekiedy opierać na błędnych uproszczeniach albo też nie wnoszą żadnej nowej jakości w tym sensie, że można je z powodzeniem zastosować również do koncepcji całkowicie przeciwnej, a nawet tym bardziej właśnie do niej (retorsio argumenti).